Bieber od A do Z
Wszystko co chcieliście wiedzieć o Justinie Bieberze, a baliście się o to zapytać. W sam raz przed polskim koncertem nastolatka.
A jak Aniołki. Czyli pieszczotliwe określenie modelek Victoria's Secret. Kiedy Bieber wystąpił na pokazie tej słynnej marki w Nowym Jorku w listopadzie ubiegłego roku, przyznał że całe zdarzenie było "spełnieniem jego marzeń". Potem spekulowano zresztą, że coś łączy go z jednym z Aniołków, Barbarą Palvin, powabną dziewiętnastolatką rodem z Węgier.
B jak Believe. Tytuł ostatniej płyty studyjnej Justina. Nowy wizerunek i urozmaicone brzmienie podzieliło recenzentów, ale ostatnie zdanie jak zwykle należało do słuchaczy. Ci zaś nie mieli chyba co do "Believe" większych zastrzeżeń, bo album z miejsca powędrował na pierwsze miejsca listy sprzedaży aż w siedemnastu krajach.
C jak Cut for Bieber. Raczej makabryczny dowód oddania fanek, które postanowiły odwieść swego idola od palenia marihuany zamieszczając w internecie... zdjęcia samookaleczeń. Najbardziej przerażające jest w tym i tak fakt, że cała akcja została ponoć zainicjowana przez kawalarzy z niesławnego portalu 4chan.
D jak Disney. Justina łączy z korporacją Disneya dość burzliwa relacja. Przez długi czas spekulowano, że gwiazdor zostanie głównym bohaterem kolejnego serialu Disney Channel, stając tym samym w jednym rzędzie z Demi Lovato, Miley Cyrus, Jonas Brothers i – rzecz jasna – swoją ex-dziewczyną Seleną Gomez. Do tego nie doszło, ale w 2011 roku popularny Biebs wystąpił w specjalnym show telewizyjnym "Disney Parks Christmas Day Parade" emitowanym dorocznie na kanale ABC z okazji świąt Bożego Narodzenia.
E jak Europa, a więc kontynent, który także uległ bieberomanii. Piosenkarz objeżdża właśnie stary ląd w ramach trasy koncertowej Believe Tour. Zaczął w połowie lutego od występów na wyspach brytyjskich, a dalej w planach jest Portugalia, Hiszpania, Francja, Szwajcaria, Włochy i rzecz jasna Polska. Ale o tym już doskonale wiecie.
F jak fryzury. Bywały różne i zawsze były żywo komentowane. Debiutujący nieletni Bieber preferował grzeczną grzywkę, aby potem, w ramach zmiany wizerunku na bardziej męski, optować za stylowym "kukuryku" rodem z lat 50. lub hipsterskim podgoleniem po bokach. Na forach internetowych wciąż trwają dyskusję wielbicielek w której z fryzur JB najbardziej jest do twarzy.
Źródło: Universal Music
G jak Grammy. Czołowa nagroda amerykańskiego przemysłu rozrywkowego jakimś trafem nadal przemyka Biebsowi koło nosa. W 2011 roku nominowany był w kategoriach "najlepszy nowy artysta" i "najlepszy wokalny album pop", lecz w walce o laur wyprzedziły go odpowiednio Esperanza Spalding i Lady Gaga. Rok później jego piosenka "Born to Be Somebody" rywalizowała o miano najlepszego utworu napisanego do filmu, lecz nagroda przypadła "I See the Light", utworowi z animowanej superprodukcji "Zaplątani". Ostatnie rozdanie Grammy zupełnie zaś pominęło kanadyjskiego wokalistę, co zgodnie uznano za największą niespodziankę.
H jak Honey, czyli Honorata Skarbek, jedna z pięknych kobiet wyjątkowo podatnych na urok Justina.Mimo że jest jego wielką fanką, wiadomość o jego polskim koncercie zupełnie ją załamała. Powód? Honey będzie akurat w tym czasie bawić w Chinach. "Właśnie moje życie legło w gruzach" – napisała na swym facebookowym profilu – "Czekałam trzy lata na koncert Justina Biebera w Polsce i odbędzie się wtedy, kiedy będę w Pekinie. Umieram". Cierpienie najwidoczniej było nie do zniesienia. W piątek, 22 marca okazało się, że Honey jest polską artystką, która zaśpiewa przed koncertem Biebiera w Łodzi.
I jak Island Records. Legendarna wytwórnia założona w 1959 roku na Jamajce, która dała światu płyty Boba Marleya, Boba Dylana czy Roxy Music. Bieber związany jest z jej specjalnym imprintem Teen Island nastawionym na muzykę dla młodszej publiczności. I trzeba przyznać, że z wszystkimi sukcesami komercyjnymi jest on dla całego labela prawdziwą kurą znoszącą złote jajka.
J jak Justin. Imię pochodzenia łacińskiego, wywodzące się od słowa "iustus" (sprawiedliwy). Historia zna choćby dwóch bizantyjskich cesarzy Justynów oraz św. Justyna Męczennika. Dziś w rankingu popularnych Justinów Biebs przeskoczył już prawdopodobnie kolegę po fachu, Timberlake'a.
K jak kastracja. Taki zabieg miał w planach wobec Biebsa niejaki Dana Martin, mężczyzna odbywający karę podwójnego dożywocia za morderstwo piętnastoletniej dziewczyny. Ogarnięty obsesją na punkcie piosenkarza (na nodze ma wytatuowaną jego podobiznę), kryminalista gotów był zapłacić 2,5 tysiąca dolarów zbirom, którzy pozbawiliby Justina męskości przy pomocy ogrodowego sekatora. Plan został dobrze obmyślany, ale policja uniemożliwiła jego realizację. Na samą myśl o podobnym zabiegu każdemu panu musi zrobić się słabo.
L jak London. Ale nie stolica Wielkiej Brytanii, tylko London w kanadyjskim Ontario. Rodzinne miasto Biebera fanom muzyki kojarzy się także z licznymi festiwalami, z których największy to Sunfest. Impreza zorientowana na brzmienia world music jest drugą co do wielkości w kraju i uwzględniana jest wśród największych letnich atrakcji turystycznych Ameryki Północnej.
M jak My World. EP-ka, od której wszystko się zaczęło. Do sprzedaży trafiła w listopadzie 2009 roku i w samej tylko Kanadzie błyskawicznie pokryła się platyną. "Nie mogłem zatytułować jej w żaden inny sposób" – przyznawał wykonawca – "To wiele różnych elementów mojego świata". Krążek z siedmioma utworami cztery miesiące później znalazł kontynuację w długogrającym albumie "My World 2.0".
N jak Nicki Minaj. Wspólnie z wyszczekaną raperką Justin nagrał przebojową piosenkę "Beauty and a Beat", do której powstał też efektowny wideoklip. "Biust do góry, jestem zwycięzczynią" – nawija w swojej zwrotce Nicki – "Ale muszę uważać na Selenę". Nie ma to jak mały flirt dla podgrzania atmosfery.
O jak One Time. Tytuł debiutanckiego singla Biebsa, o którym recenzent Billboardu pisał: "charakterystyczna piosenka pop, wkraczająca także na teren popularnej estetyki młodzieżowego hip hopu". Przypomnijmy, Justyś miał wtedy piętnaście lat. Jeśli pamiętacie jak ten kawałek podbijał eter, to możecie się czuć weteranami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz